czwartek, 11 października 2007

Kosmiczna przygoda pluszowego pieska

Był sobie raz mały, pluszowy piesek. Mieszkał z chłopcem. Lubił bawić się w różne zabawy w dziecięcym pokoju, ale oprócz tego wieczorami patrzył na gwiazdy i marzył, żeby je bliżej poznać. Patrzył w niebo, zastanawiał się skąd na niebie jest tyle gwiazd, dlaczego jedne świecą jaśniej, a inne słabiej, dlaczego gwiazdy znikają nad ranem. Miał dużo okazji do obserwacji, bo chłopiec często przed snem stawiał go na okiennym parapecie. Oczywiście pod warunkiem, że nie brał go ze sobą do łóżka.
Piesek patrzył w gwiazdy i marzył, żeby znaleźć się blisko nich. Wiedział też dobrze, że jego chłopiec również marzy o podróży między gwiazdami.

Aż którejś chłodnej, gwieździstej nocy zobaczył zbliżające się do okna światełko. Noc ta była wyjątkowo niespokojna, chłopiec wiercił się i kręcił w łóżku od dłuższego czasu, bo na niebie świecił ogromny księżyc w pełni. Kiedy światło zbliżyło się do ich parapetu, piesek poczuł za sobą ruch. Zrozumiał, że chłopiec również nie spał. Obaj czuli zbliżającą się przygodę.

Po chwili do okna zbliżył się kosmiczny statek, migający milionem świateł. Okno otwarło się, a głos ze środka statku powiedział, aby spakowali kilka rzeczy potrzebnych w podróży i weszli do środka. Ponieważ obaj od dawna interesowali się podróżami w kosmos, wiedzieli od razu, że nie mogą wiele wziąć, aby niepotrzebnie nie obciążać statku. Bo przecież w kosmicznych statkach bardzo ważna jest masa. Im cięższy statek, tym więcej paliwa musi zużyć, aby wydostać się poza orbitę Ziemi. Zabrali więc tylko to, co najważniejsze: kilka ciepłych ubrań i trochę jedzenia. Potem weszli do środka, ale chłopiec zawrócił jeszcze i po chwili przyniósł zjeżdzalnię dla samochodów i jeden malutki samochodzik. Wiedzieli, że w czasie podróży będą się trochę nudzić, a bardzo lubili spuszczać samochodziki po zjeżdżalni. Uwielbiali obaj, kiedy samochód rozpędzał się na torze i leciał daleko ze skoczni. Chłopiec postanowił, że będą się tak samo bawić w kosmosie.

Zatem spakowali rzeczy i wyruszyli. Wszyscy usiedli w fotelach, zapięli pasy i statek ruszył. Na początku start był niezbyt przyjemny, bo statek rozpędzał się bardzo szybko i potężna siła wciskała ich w fotele. Chłopiec, który bardzo wiele wiedział o kosmicznych zjawiskach, powiedział, że to przyspieszenie, które jest o wiele większe od ziemskiej grawitacji. Że tylko takie przyspieszenie pozwoli rakiecie oderwać się od ziemi i opuścić orbitę okołoziemską. Piesek był bardzo zdziwiony, bo nie mógł podnieść łapek, ani nawet uszu, które stały się bardzo ciężkie. Dużo cięższe niż normalnie. Chłopiec powiedział, że to przeciążenie, które przeciwstawia się grawitacji. Piesek popatrzył na niego pytającym wzrokiem. Chłopiec od razu zrozumiał. Kiedy tylko przeciążenie trochę spadło, wyjaśnił że grawitacja to siła, która przyciąga wszystko do Ziemi. To siła, dzięki której możemy chodzić i nie odlatujemy w górę. Możemy położyć talerz na stole, a kopnięta do góry piłka wraca z powrotem na ziemię. Piesek mniej więcej wiedział o co chodzi. Zrozumiał też, że musieli przezwyciężyć siłę grawitacji, aby oderwać się od ziemi, a nie wrócić jak piłka.

Po chwili poczuli, że przeciążenie zupełnie znikło. Poczuli się nawet zupełnie lekko, tak lekko, że kiedy rozpięli pasy, unieśli się w powietrzu i zaczęli latać po kabinie. "Tutaj nie ma już grawitacji", powiedział chłopiec. "Nie ma nas co przyciągać i nawet nie ma w którą stronę. Tutaj nie ma góry i dołu. Jesteśmy w kosmosie."

Podlecieli do okrągłego okna. "Gdzie chcesz teraz polecieć?", zapytał chłopiec. Piesek wskazał gwiazdkę, którą bardzo lubił, bo zawsze obserwował ją, jak świeciła jasno tuż po zachodzie słońca. Polecieli więc, a kiedy się do niej zbliżali, robiła się coraz większa i coraz bardziej czerwona. "To Wenus", powiedział chłopiec. "To nie jest gwiazda, ale planeta najbliższa słońca. Dlatego widzimy ją tylko w okolicy zachodu i wschodu słońca. A świeci dlatego, że promienie słoneczne odbijają się od jej powierzchni". Powiedział też, że Wenus jest sporo mniejsza od Ziemi, więc grawitacja jest tam mniejsza. Piesek nie bardzo mógł zrozumieć, jak to grawitacja może być mniejsza lub większa. Po chwili wylądowali na powierzchni Wenus. Nie wychodzili ze statku, bo na Wenus nie ma powietrza, którym mogliby oddychać ludzie i pluszowe pieski. Eksperyment przeprowadzili w statku. Chłopiec wyciągnął tor i samochodzik i spuścili autko razem po torze. Samochód jechał o wiele wolniej niż zwykle, ale mimo to skoczył znacznie dalej. Leciał wolno, ale przeleciał przez prawie całą kabinę. "Tak właśnie działa mniejsza grawitacja", powiedział chłopiec. Kiedy robili swój eksperyment, zaczęło się robić coraz jaśniej i coraz bardzo gorąco. "Wschodzi słońce, musimy lecieć", powiedział chłopiec. Wytłumaczył, że Wenus jest sporo bliżej od Słońca niż Ziemia, ze względu na małą grawitację ma też cieńszą atmosferę. Dlatego nagrzewa się i wychładza dużo szybciej i mocniej niż Ziemia. Stąd noce na Wenus są o wiele zimniejsze, a dni o wiele cieplejsze niż na Ziemi. W nocy panuje ogromny mróz, a w dzień upał jak w piecu. Dlatego też musieli odlecieć przed wschodem Słońca.

Tak więc jeszcze przed świtem polecieli dalej. Minęli Ziemię, potem małą czerwoną planetę, którą chłopiec nazwał Marsem. Powiedział, że na Marsie grawitacja również jest mniejsza niż na Ziemi, atmosfera także jest cieńsza, więc różnice temperatur również są tam duże. Ale polecieli dalej, bo chłopiec chciał pokazać pieskowi planetę o większej grawitacji. Zaczęli się zbliżać do pięknej ogromnej planety, całej w kolorowych smugach. Dookoła niej widać było piękne, szerokie rondo, wyglądające jak rondo od kapelusza. Dopiero kiedy byli już całkiem blisko, zobaczyli, że rondo nie jest jednolitą powierzchnią, ale pierścieniem wstęg złożonym z milionów latających blisko siebie mniejszych i większych kamieni i kawałków lodu. Chłopiec powiedział, że te kamienie krążą dookoła Saturna, bo utrzymuje je jego duża grawitacja, która nie pozwala im odlecieć. Jednocześnie są one na tyle daleko, że grawitacja nie może ich ściągnąć w stronę planety.

Po chwili wylądowali na powierzchni Saturna. Było to ciężkie zadanie, bo ich ciała, ręce, nogi, lapki i uszy były bardzo ciężkie. Prawie nie mogli ich podnieść. A lądowanie też było trudne, bo długo lecieli przez gęstą i grubą atmosferę. Chłopiec powiedział, że Saturn jest gazowym olbrzymem. Jest bardzo ciężki i bardzo wielki, a duża część jego masy jest w atmosferze. Nie podobało im się tam, więc szybko zrobili swój eksperyment z samochodzikiem, aby jak najszybciej wrócić do domu. Chłopiec rozłożył tor, spuścili auto, które bardzo szybko zjechało i prawie natychmiast spadło na podłogę. Nie było żadnego efektownego skoku jak na Wenus, nawet nie było zwykłego skoku, jak w czasie ich codziennych zabaw na Ziemi. "Tu jest duża grawitacja.", powiedział chłopiec. "Zmykamy, bo nam braknie paliwa. Musimy go bardzo dużo zużyć, żeby wystartować z Saturna i wydostać się z zasięgu działania jego grawitacji".

W końcu udało im się wyrwać i w powrotnej drodze obserwowali gwiazdy i zgadywali, które z nich są gwiazdami takimi jak Słońce, a które planetami, takimi jak Ziemia, Wenus, Mars, czy Saturn.

W końcu byli z powrotem w swoim pokoju. Chłopiec okrył się kołdrą, a piesek przytulił do okiennej szyby. Słońce zaczęło wstawać i robiło się cieplej. Piesek ucieszył się, że nie jest tak ciepło jak na Wenus.

Na drugi dzień długo bawlili się torem ze skaczącymi samochodzikami i cieszyli się, że skaczą one tam, gdzie powinny i zjeżdżają tak szybko jak trzeba. I wiedzieli już obaj, że to zasługa grawitacji.